W końcu przyszedł czas, abym poprowadził mój pierwszy "pełnobałtycki" rejs.;-)
Tym razem załoga miała być liczniejsza niż zwykle, czyli ja, moja żona oraz szwagier z żoną (czyli siostra z mężem:-) ) i dwójką moich chrześniaków-nastolatków. Mimo, że mój szwagier jest dużo bardziej doświadczony "morsko" niż ja, zdecydowaliśmy, że to ja będę prowadził ten rejs, natomiast manewrami portowymi będziemy się w miarę sprawiedliwie dzielić.
Termin padł na początek wakacji czyli 25-06-2016 do 09-07-2016. Pierwotnie mieliśmy płynąć ze Świnoujścia na Bavarii 32 z firmy Mola (rezerwowana za pośrednictwem firmy Charternavigator), ale w międzyczasie okazało się, że jacht ten uległ uszkodzeniu i firma mola zaproponowała nam roczną Bavarię 33 z Breege na Rugii. Ten port był nam już znany, bo 10 lat temu braliśmy z tamtąd Bavarię 36 na rejs do Kopenhagi. Od tego czasu firma Mola dość mocno się rozrosła i diametralnie zwiększyła się liczba pracowników władających językiem angielskim (wtedy nikt tam po angielsku nie mówił, ale jakiś super problem to też nie był). Jacht okazał się nowiutki, podobno przed nami pływały na nim tylko trzy albo cztery ekipy, wyposażony we wszystko co potrzeba (a nawet więcej - np. ciepła woda, prysznic itp.), nawet język chartplottera i logu był ustawiony na polski. Oczywiście podczas rejsu wszystko działało i nic się nie zepsuło.
Przejęcie jachtu odbyło się szybko i sprawnie, do dyspozycji były też wózki, którymi można było przewieść wszystkie "bambetle" na jacht. Auta zostawiliśmy na bezpłatnym parkingu, niestety oddalonym od mariny o jakieś 15 minut drogi "z buta" (do dyspozycji był też bliższy parking płatny, ale dość drogi). Na naszą prośbę obsługa doniosła nam mapy i banderkę Szwecji, bo tych na jachcie nie było, a nasze plany zakładały możliwość odwiedzenia tego kraju.
Następnego dnia, w niedzielę 26-06 o godzinie 1430 wyszliśmy z Breege w kierunku Nexo na Bornholmie. Początkowo trzeba płynąć ok. 3 godzin wąskimi torami między płyciznami w zasadzie na silniku (chyba, że akurat kierunek wiatru na to pozwala). Po wyjściu poza cypel Arkona mieliśmy wiatr z dość korzystnego kierunku W, SW początkowo o sile 2, ale stopniowo zanikający. Kurs baksztagowy już na początku dał się we znaki części załogi i stosunkowo szybko poznaliśmy prezesa rejsu :-)
W nocy na naszym kursie znalazł się "plac budowy na środku Bałtyku", a mianowicie budowa farmy wiatrowej. Trochę się tam działo: sama budowa to niezła choinka świateł, do tego statek o ograniczonej manewrowości, który najpierw stał w miejscu a potem zaczął płynąć, jakiś statek patrolowy, kardynałki, których nie było na mapach ani w chartplotterze, maszt systemu AIS i to wszystko mniej więcej w jednym miejscu na naszym farwaterze. Trzeba było trochę nadłożyć, aby to wszystko ominąć. Nad ranem wiatr znowu zaczął sobie o nas przypominać i w końcu około południa w poniedziałek weszliśmy do Nexo.
Następnego dnia (czyli we wtorek 28-06) o godzinie 1120 wyszliśmy z Nexo w kierunku Christianso, gdzie po około 4 godzinach płynięcia zacumowaliśmy do burty jachtu szwedzkiego małżeństwa, które jeszcze potem spotkaliśmy w Svaneke. Tu, dla zapewnienia sobie przychylności sąsiadów, którym mieliśmy chodzić po jachcie przydało się piwo rejsowe mojej roboty:-) Podczas dnia chętnych do odwiedzenia tych wysepek przybywało, więc w szczycie w naszym "rządku" były nawet cztery jachty, ale większość przypływała tylko na chwilę. My zostaliśmy na noc, co było dobrym pomysłem, bo podczas wycieczki na zachód słońca zobaczyliśmy stado kilkunastu fok odpoczywająych na kamieniach obok wyspy Fredrikso. Generalnie wysepki te to jest inny świat, kltóry zrobił wieklie wrażenie nawet na naszych nastoletnich załogantach, którzy byli tam po raz pierwszy.
Następnego dnia, czyli 29-06 o godzinie 1600 wyszliśmy z Christianso w kierunku Karlskrony. Początkowo z wiatrem 4 SW, potem 5 W, a w nocy 2 W.Płynąc na pólnoc od Bornholmu przecina się trasę, po której statki płyną w ilościach porównywalnymch z ilością tirów na autostradzie A4, więc jest na co uważać.
Do Karlskrony wpłynęliśmy następnego dnia o godzinie 0700. Samo miasto jest ładnie położone wśod licznych wysp i wysepek, na pewno warto tam zwiedzić muzeum morskie. Z ciekawostek to jest tam Lidl , obok którego jest pomost do cumowania, więc można sobie na zakupy popłynąć łódeczką.
Z Karlskrony wyszliśmy 01-07 o 1120 za cel biorąc sobie Svaneke na Bornholmie. Przy wietrze początkowo 3-4 SSW przechodzącym na 2-3 SE znowu trzeba było uważać na całe plejady statków goniących z E na W i z W na E na pólnoc od Bornholmu. Wejście do Svaneke przypadło nam na godzinę 0900 dnia następnego. Meliśmy małą przygodę z wkręconym w śrubę muringiem, który okazał się być przymocowany jedynie do nabrzeża. Trzeba było nurkować :-( Potem przestawiliśmy sie w inny kąt tego portu, żeby mieć bliżej do prądu. Samo Svaneke jest wielce urokliwym miasteczkiem z kilkoma wędzarniami serwującymi miejscowe specjały rybne. Jest też miejscowy browar, który produkuje kilka rodzajów piw, wytwórnia słodyczy i dużo innych atrakcji.
Ze Svaneke wyszliśmy następnego dnia nietypowo, bo wczesnym rankiem o 0500 wykorzystując zachodni wiatr o sile 4-5 na przelot do Kołobrzegu. Taki kierunek i siła wiatru pozwolił nam płynąć kursem półwiatrowym z prędkością dochodzącą do 8 węzłów. Około 1000 założyliśmy 1 refa na grocie. Prędkość spadła nieznacznie a płynęło się spokojniej - przy silniejszych wiatrach daje o sobie znać nawietrzność tego jachtu. Do Kołobrzegu dopłynęliśmy tego samego dnia po południu około godziny 1500. W Kołobrzegu robi wrażenie nowa marina, w której cumowaliśmy. Nie wiem jak będzie wyglądać za kilka lat, ale na razie jest pierwsza klasa.
Następnego dnia, czyli 04-07 o godzinie 1610 wyszliśmy z Kołobrzegu w kierunku Świnoujścia. Początkowo na silniku z powodu słabego wiatru, później na żaglach przy wietrze 2-3 SW. Do Świnoujścia weszliśmy następnego dnia o 0700 z zamiarem przeczekania nadchodzącego sztormu. Zabawiliśmy więc tam dwa dni. Miasto robi wrażenie - kurort pełną gębą, z zastrzeżeniem, że ma się wrażenie, że częściej słychać tam język niemiecki niż polski. Marina robi wrażenie ciut gorsze niż ta w Kołobrzegu, lub Świnujście samo w sobie. Trochę do życzenia pozostawia czystość sanitariatów, a cena paliwa na stacji benzynowej powala (podobnie jak jej obsługa - trzeba bylo cierpliwie czekać chyba z 5 minut, aż pan skończy sobie rozmawiać przez telefon).
Po przeczekaniu sztormu, w czwartek 07-07 o godzinie 1530 wyszliśmy ze Świnoujścia w kierunku Breege. Morze po sztormie było trochę rozhuśtane, a prognoza nie sprawdzila się w tą gorszą stronę, więc powrót do Breege troche nami wytrząsł. W dodatku kierunek wiatru początkowo był trochę niekorzystny (5-6 NW), później trochę odkręcil w dobrą stronę (4 W) co pozwoliło nam w miarę skutecznie dopłynąć następnego dnia o 1410 do Breege, gdzie w sobotę sprawnie oddaliśmy jacht i rozpoczęliśmy drogę powrotną do domu.
W sumie przepłynęliśmy w miłej, rodzinnej atmosferze 452 mile morskie w ciągu 110 godzin pływania. Pogoda przez większość czasu nam dopisywała, w zasadzie nie było płynięcia w jakimś wściekłym deszczu, temperatury też były znośne (w okolicach 20 stopni), tylko nocami wilgoć powodowała, że dobrze było coś więcej na siebie ubrać, ale tylko trochę. Ogrzewanie na jachcie załączyliśmy tylko w celu przetestowania, czy działa :-)
Z czystym sumieniem mogę polecić zarówno firmę Mola jako armatora jachtu jak i pośrednika, czyli charternavigator.
Oczywiście chciałbym podziękować mojej jakże kompetentnej i niezawodnej załodze, bez której poprowadzenie tego rejsu przez tak mało doświadczonego kapitana jak ja nie byłoby możliwe :-)
Poniżej trasa naszego rejsu.